czwartek, 30 sierpnia 2007

wieczor paniennski :)

Właśnie wróciłam z wieczoru panieńskiego. Tak sobie myślę, ze to był pierwszy wieczór panieński na jakim w życiu byłam :)
















Czasem żałuję, że nie zrobiłam sobie wieczoru panieńskiego :)
Wtedy wydawało mi sie to głupie :)
Nie wiem czemu :)
Pamiętam, że Yae chciał robić striptiz :)
No, ale było minęło :)
Mój wieczór panieński na pewno nie byłby taki grzeczny :)
Udało nam sie ustalić, że wszystko przez to, że za świadka wzięłam sobie faceta :)
I wiecie co?
Tego akurat nie żałuje :))

I jeszcze coś tak podejrzewam, że brak wieczoru panieńskiego miał coś wspólnego z tym, że nie przyjaźniłam się wtedy z żadnymi dziewczynami :>>

Dzisiejsza impreza, choć bardzo grzeczna była szalenie miła :)

Wczoraj impreza, dzisiaj impreza jutro impreza heh...
Przypominały mi sie stare czasy, kiedy każdy dzień w tygodniu, to był nowy powód do tego, żeby pójść zaszaleć :)

Coś zaczęłam przeczuwać, że życie zaczyna się po trzydziestce :)
I dobrze :)

środa, 29 sierpnia 2007

A dzień zaczynał się normalnie...

Dzień zaczynał się normalnie, czyli spamem o wiadrach z nierdzewnej stali, a jak się skończył?
Poważnymi przemyśleniami o tym co w życiu ważne, a stało się to tak, że do mojej siostry zadzwonił telefon i dowiedziała się, że jej bardzo sławna koleżanka ma dla niej dwie wejściówki na pokaz mody kolekcji jesień- zima Orsaya w którym bierze udział.
No więc kogo mogła zabrać na coś takiego moja siostra?
Oczywiście mnie :)



Dobrych kilka godzin spędziłyśmy przed lustrem strojąc się i przymierzając sukienki, dzieci zostawiłyśmy z moim mężem i pojechałyśmy się spotkać z kiedyś szaloną a dziś bardzo sławną przyjaciółką mojej siostry.













Właśnie wróciłam i muszę wam powiedzieć, że czuję się dziwnie...
Ci wszyscy sławni ludzie tak strasznie spragnieni zwykłych spraw.
Jak można żyć w takim biegu?

Jeszcze raz utwierdziłam się w słuszności swego wyboru.
Dobrze jest nie chcieć już być projektantką.
Nie musieć się lansować.
Taki lans to cholernie ciężka praca jednak...

Torty są fajne :)

dzien jak codzien

Dzis rano w swojej skrzynce znalazlam spam. Nie bylo by w tym moze nic dziwnego, gdyby nie to, ze spam dotyczyl wyprzedazy STALOWYCH WIADER. heh to juz chyba wolalam jak mi reklamowali viagre :>

Robilam dzis tort w ksztalcie boiska, wszystki sie nie udawalo. Ostatecznie wyszedl i pani byla zadowolona, wiec chyba mozna powiedziec, ze dobrze?
Siostra mowi, ze podziwia moj spokoj, kiedy wszystko sie mi rozpada i rozsypuje.

Cos w tym jest. Niepowodzenia mnie nie przerazaja. Mozliwe, ze roztrzaskanie altanki z lukru bylo nieco przerazajace. Ale przeciez wzielam sie w garsc i zrobilam druga. Prawda?

niedziela, 26 sierpnia 2007

zakrecony dzien


Wczoraj miałam do zrobienia 5 tortów, a potem ognisko z przyjaciółmi, którego w żadnym razie nie zamierzałam opuścić.
Wczorajsza noc była więc małym maratonem pieczenia i składania tortów, który niefortunnie zakończył się tym, ze altanka z lukru, którą przygotowałam dwa miesiące wcześniej i która stała sobie grzecznie na półce w kuchni przez moją nieuwagę została roztrzaskana w drobny mak. Była godzina druga w nocy, a ja zostałam bez ozdoby, która miała stanąć na szczycie tortu weselnego, który miałam oddać następnego dnia.

Nie muszę chyba mówić, ze popisowo sie poryczałam i załamałam, ale co ciekawe mój mąż stanął na wysokości zadania i pocieszył mnie, a także doradził, żeby zamiast płakać, po prostu zrobić nową. Nie jest to wcale takie proste bo lukier musi schnąć ponad dobę jeśli ma być być taki jak należy i w życiu bym nie dała rady tego zrobić, niemniej jego stanowcza postawa zmusiła mnie do opamiętania i nową altankę zrobiłam z białej czekolady.

Pięć tortów. Jakoś dałam rade. Zdążyłam na ognisko. Nie padłam wcale pierwsza :) Nie było tak źle. Ciekawe czy tort sie im spodobał. Oddawałam go kelnerom w restauracji i teraz będę musiała poczekać na informacje o tym :)

Dzieci sprzedaliśmy babci na noc. Dawno tak świetnie się nie bawiłam :)))

piątek, 24 sierpnia 2007

Penis jest dobry na wszystko :>

Dzis robilam te trzy torty. Dobrze, ze moja siostra zauwazyla, bo pomylily mi sie dedykacje... I pewna konczaca 30 lat Pani dostalaby tort z wielkim czarnym penisem i napisem "zycie zaczyna sie po 30" co byloby moze zabawne, ale podejrzewam, ze nie bez powodu kolezanki zamowily jej jednak serce z kwiatami :)

Co do fiacika z mloda para, to jak narazie byl jedyny tort przed robieniem ktorego mialam treme, ale udalo sie :) Jestem zadowolona.

Jutro jednak mam do zrobienia az 5 tortow, a wieczorem czeka mnie ognisko. Dobrze ze tesciowa zabiera dzieci na noc...

Nie sadzilam, ze kiedys to powiem.

heh. Ide piec biszkopty na jutro.

czwartek, 23 sierpnia 2007

kupilam kolczyki

Kilka dni temu pisałam o kolczykach z czarnych pereł i szafirów. No cóż...
Jakbym na to nie patrzyła są poza moim zasięgiem obecnie. A jednak kupiłam sobie dziś zupełnie inne kolczyki. K0lczyki z ametystami w misterniej srebrno-złotej oprawie. Człowiek, który je robi naprawę wie czym ucieszyć kobietę :)

Są piękne. Teraz tylko pozostaje zaczekać aż poczta dowiezie je do mnie.

Mam tyle zleceń, że nie nadążam z zamawianiem pudełek. dziś właśnie się zorientowałam, że brakuje mi kilku na najbliższe dni. Nie mam pojecia co zrobię.

Zamówiłam już 100 w potrzebnym mi wymiarze.
100 pudelek.
Tyle najmniej mogłam zamówić podając swoje wymiary. Nie bałam się "co ja zrobię z tyloma pudełkami???"

A dwunasto kilogramowy worek czekolady, powoli zaczyna się kończyć...
Jak to możliwe, że to dzieje sie tak szybko? Czasem mam wrażenie, że to jakiś głupi żart. Taka kpina z mojego głupiego pomysłu na zostanie cukiernikiem. I tylko pozostaje oddać hold wróżce, która jako jedyna widziała przede mną taką przyszłość. Co z tego, że nie zauważyła męża i co najmniej jednego z moich dzieci ;-) Ale ona pierwsza powiedziała, że zmienię zupełnie dziedzinę i zacznę robić coś całkiem innego i odniosę w tym sukces finansowy i satysfakcje zawodową.

A ja wtedy powiedziałam: Nie chcę zmieniać dziedziny. Chcę być projektantką! To mi sprawia największą radość i to w tym chce osiągać sukcesy!

Ale to nie była prawda :)
Sama nie wiedziałam czego chce :)

środa, 22 sierpnia 2007

osiagniecia medycyny

W morskich barwach i cała w stresie udałam się dziś do stomatologa usunąć ząb. Nie powiem, bałam się strasznie, ale postanowiłam być dzielna. W końcu matce trojga dzieci nie wypada bać się wyrwania zęba :)

Stomatolog okazał się całkiem młody, całkiem przystojny i całkiem sympatyczny, a także bardzo rozmowny, ale to nie było wcale, aż tak dziwne. Dziwne było natomiast to, że da się usunąć ząb całkowicie bezboleśnie.

Byłam przygotowana na wiele możliwości, ale raczej nie na taka...

Na dodatek, mój nowy ulubiony dentysta obiecał się podjąć leczenia zębów Maciejkowi, co już w ogóle mnie ucieszyło, a także zadeklarował gotowość potraktowania go "głupim jasiem" jakby nie chciał się zgodzić po dobroci.

Tak, zdecydowanie czasem dobrze być wybawioną z opresji przez mężczyznę. I jak to nie może być rycerz na białym koniu, to niech to będzie przynajmniej przystojny, młody stomatolog ;-)

poniedziałek, 20 sierpnia 2007

nie no....

Nie mogę się opędzić od pracy.
Chyba za wcześnie zaczęłam podliczać miesiąc bo dziś przyjęłam 4 zamówienia...
heh. Ciągle nie mam jeszcze wyczucia ile dziennie jestem wstanie zrobić. Biorę zamówienia, trzęsę się cała czy zdążę, potem robię i czuję, że mogłam spokojnie wziąć jeszcze coś. A czasem ledwo nadążam i w ostatniej chwili doklejam ostatnie kwiatki...

Ale nauczę się...
Na pewno się nauczę.
nauczę się na pewno też mówić: "Nie niestety nie mogę, bo już mam dość pracy, a kiedyś muszę też wyjść do kina przecież, albo poczytać."

Na razie bardzo mi to ciężko przychodzi....

Ale biorąc pod uwagę tempo wiem, że będę musiała się nauczyć odmawiać. Albo podnieść cenę, bo zaczyna mi brakować wolnych godzin w czasie doby.

Idę skończyć piękną suknię ślubną dla pięknej panny młodej. Zdecydowanie to ostatnie zlecenie na takie poważne szycie. To jednak jest potworny stres dla mnie :) Nawet kiedy panna młoda jest taka mila i w ogóle nie marudzi tylko sie zachwyca. Dziś mi sie śniło, że zrobiłam po każdej stronie inną liczbę dziurek do sznurowania i to wyszło na jaw w dniu ślubu dopiero...

chociaż ślubny tort też mnie stresuje, bo dziś mi się śniło, że panna młoda zadzwoniła i powiedziała, że zamiast 60 osób będzie jednak 20 i że chce mniejszy tort, a ja miałam tylko taką dużą paterę i nie miałam co zrobić z tym fantem... i to wszystko w jednym śnie.

Śluby wyzwalają koszmarne wizje. Nawet jeśli to nie nasze śluby...

Trzymajcie się panny młode :) Nie zazdroszczę. Choć dziś jak włożyłam na chwilę tę suknię, to coś mi w serduszku załomotało z zazdrości, że sobie sama takiej nie uszyłam...

heh kobiety :)

niedziela, 19 sierpnia 2007

Tak sobie mysle, ze...

Kilka ciężkich decyzji mam przed sobą. Było dużo rzeczy o których zwykle mówiłam: zrobię to jeśli będę mieć pieniądze. I teraz wygląda na to, że będę mieć pieniądze i muszę się zdecydować czy te rzeczy zrobić. I które?

I tak sobie myślę, że chociaż sobie obiecałam, że pieniądze będę odkładała na otworzenie prawdziwej cukierni to jednak jeszcze najpierw nim do tego dojdzie wydam tą swoją książkę o potworach. Nawet jeśli to by miała być inwestycja, która nie przyniesie zysków... Może warto to zrobić choćby po to, żeby nigdy nie moc powiedzieć: mogłam sie odważyć, a jednak stchórzyłam. Uwierzyłam światu, że to nie może się udać. A jeśli sie uda? Pisanie książek, to całkiem dobry zawód do połączenia z szyciem i robieniem tortów. Jeszcze jedna ścieżka do tego, żeby zacząć coś co będzie mogło zarabiać na mnie samo, jeśli się uda. Jeszcze jedna ścieżka która prowadzi mnie do tego mojego wymarzonego domku na wsi gdzie będę mogła prowadzić agroturystykę, nie bacząc na to, czy to przynosi zyski.

Myślicie, że jestem szalona?

Ciekawe ilu z was szczerze wątpiło, czy mój pomysł z zostaniem cukiernikiem jest choć w małej części sensowny?

Nawet ja w to wątpiłam, a jednak udało się.

I jeszcze chyba tak całkiem na wszelki wypadek wykupie sobie jakieś ubezpieczenie i zacznę sama odkładać na swą starość nie licząc na ZUS i inne opiekuńcze zapędy naszego państwa.

Czyli jeszcze jedna ścieżka prowadząca mnie do małego domku daleko na wsi. Domku bez sąsiadów za płotem, ale z solidnym łączem z internetem i kawałkiem urodzajnej ziemi...

sobota, 18 sierpnia 2007

A ze mam dzis dobry nastroj...

Nastroj taki bardzo kobiecy, zwlaszcza po rozmowie z Keri na temat rozpieszczania sie, ktoremu powinny ulegac kobiety...

Chcialabym sie oficjalnie przyznac do swej ostatniej slabosci...
Kolczyki z prawdzimywmi, morskimi czarnymi perlami i szafirami...

Wygladalabym w nich pieknie napewno.



pracowity dzien

Dzis skonczylam ostatni pracowity dzien tego tygodnia. Jutro moge odpoczac. Na jutro nikt nic nie zamowil, nic nikt nie chce. Jest wprawdzie wiele rzeczy ktore powinnam zrobic ale to co innego.

Nie spodziewalam sie, ze bede miala az tyle zamowien.
W ogole sie tego nie spodziewalam, ze bede sobie z nimi tak dobrze radzic.

No i jeszcze dzis podliczylam ile zarobilam i jeszcze zarobie w tym miesiacu i troszke sama siebie zadziwilam. Ja wiem, ze zarobilam jedynie polowe tego, co moj maz zarabia w swojej namniejszej w roku pensji, ale zdecydowanie wiecej niz kiedykolwiek do tej pory.

I jeszcze sie nie spodziewalam, ze bede z siebie taka dumna.