piątek, 27 czerwca 2008

kurier

Przyszedl wczoraj do mnie kurier bez paczki. Stal w drzwiach i gadal do mnie pol godziny o tym, ze byl na urlopie i ze wlasnie wrocil i ze widziala, ze sa dla mnie jakies paczki w centrali i ze napisali na nich, ze nie bylo adresata w domu, a to nie mozliwe, chyba, bo przeciez ja zwykle jestem, wiec on przyszedl zobaczyc i ze on ta paczke przyniesie, chociaz jest ciezka i duza i ze nie wie czy mu ja jeszcze pozwola dostarczyc jak ona juz na zwroty przygotowana, ale to on im tam powie, ze ze mna rozmawial i ze prosilam, zeby ja przyniosl....

Stal sobie w drzwiach, usmiechal sie do mnie promiennie i gadal, gadal i gadal. Az mojego meza co spal w drugim pokoju szlag trafil hehe.

No bo nasz kurier jest mlody i przystojny i nic dziwnego, ze sie maz wkurza. Bo w sumie to ile razy przyszedl do was kurier bez paczki?

:))

środa, 25 czerwca 2008

Granat

Moj granat rosnie... i rosnie... ciekawe czy naprawde dzieci go nie zerwa az dojrzeje? Ktos chce obstawiac?

poniedziałek, 16 czerwca 2008

radosno-smutny misz-masz.

I znow zakrecona, zagubiona, zdolowana, ucieszona nie mam pojecia czego oczekuje i dokad zmierzam. Lokalu wciaz nie mam i znow cos co mialo byc piekne przemknelo mi kolo nosa.
Czemu nikt nie chce gastronomii u siebie? heh. Chyba wiem.
Po kolejnej lokalowej porazce, pocieszyl mnie moj byly. Nie ma to jak pogadac z bylym. Slowo daje. Czasem ciesze, sie ze na kazda troske mam jakiegos innego bylego co zrozumie, pocieszy, doradzi. Grzesiek - specjalista od pocieszania, gdy z firma nie wychodzi. Kiedy dawno temu bylismy razem i mielismy jeszcze powazne plany na wspolna przyszlosc chcielismy razem otworzyc jakis lokal. Teraz on otwiera swoj w Lublinie, a ja swoj w Warszawie. W tym samym czasie. Wciaz podobne problemy z tym mamy. Swietnie mozna uzyskac konstruktywne pocieszenie.

Ze zlych rzeczy- sciga nas skarbowka. Z dobrych- Keri obiecala, ze pomysli nad tym jak sie mozna odwolac od ich strasznie brutalnej decyzji.

Z dobrych rzeczy granat znow kwitnie, a dzieci sa chyba dosc duze, ze jeden kwiat przetrwal dosc dlugo by wytworzyc zalazek owocowy i calkiem mozliwe, ze po tylu latach w koncu doczekam sie na wlasne granaty.

Ze zlych rzeczy wciaz nienadazam z praca, nie moge schudnac tak duzo jak bym chciala, dom tonie w chaosie.

Z dobrych rzeczy dzis mialam caly dzien wolnosci wiec moglam umyc okna i podlogi. To bylo dziwne uczucie. Bardzo dziwne.

Ze zlych rzeczy. Ogrodzienca nie bedzie. To bardzo, bardzo smutne dla mnie. Patrze jak miejsce kiedy ogrodzieniec powinien sie odbyc zapelnia sie w moim kalendarzu zleceniami. To smutne jakies takie i przygnebiajace.

Chce juz miec ten lokal i juz zaczac i juz miec spokoj i sznase na to, ze bedzie wszystko dobrze.

Dzis stalam w sklepie i patrzylam na laptopy. Chcialam wyjac karte kredytowa i kupic jeden i zabrac go do domu. Tak poprostu jak kupuje sie bulki na sniadanie.
Mam ta ksiazke na koncu palcow gdzies, ale nie umiem sie skupic w domu, gdybym miala laptopa moglabym ja pisac we wszystkie swoje wolne wieczory siedzac gdzies w empiku. Tak dokladnie widze, rozdzial po rozdziale i nawet nie o to chodzi, ze chcialabym ja wydac. To chyba bardziej proba przekonaia siebie, ze jeszcze wiele przedemna, ze jeszcze mozna miec wszystko.

Jak zawsze gdy siadam przy klawiaturze spod moich palcow plynie niczym nie skrepowany belkot. heh

Dobranoc

piątek, 6 czerwca 2008

nie do wiary.

Musialam dzis sklamac klientce w kwestii przesuniecia odbioru tortu, bo zwyczajnie prawda bylaby zbyt glupia, zeby w nia mogla uwierzyc.

heh

Opiekunka zadzwonila rano, ze nie moze dzis przyjsc wiec zostalam sama z Zuzia, mialam duzy zapas czasu, wiec mimo tego moglam jeszcze sie wyrobic, ale chodzenie gdziekolwiek z Zuzia trwalo dluzej niz trwaloby gdybym szla sama wiec powoli docieralam do granicy czasu, poza ktora bym sie jednak nie wyrobila i wtedy (wracalismy wlasnie taksowka z cechu spozywcow) Zuzanna zwymiotowala na mnie i na pol taksowki. Musialam zaplacic gosciowi ekstra, przejsc zarzygana totalnie z Zuzia na rekach przez podworko, przebrac sie, wrocic i pomoc gosciowi wyczyscic taksowke a potem wrocic do domu i wziac prysznic. I wtedy okazalo sie, ze w naszym ogrodku lezy ledwie dyszaca Kuna i ze jest zdychajaca praktycznie, zapewne chora a moja sasiadka jest z Ukrainy i nie mogla sie dogadac z naszymi sluzbami porzadkowymi, bo zadzwonila na policje, policja przyjechala, obejrzeli zwiertzatko i powiedzieli, ze sie tym nie zajmuja. Tak wiec musialam przelozyc odbior tortu o godzine i zajac sie dzwonieniem po ludziach, ktorzy zajeliby sie sprzatnieciem zdechlej juz fkuny z naszego ogrodka. Nikogo nie udalo mi sie do tego namowic i ostatecznie maz sasiadki wywalil ja do smietnika.

heh

Zadzwonilam do klientki i powiedzialam:
Przepraszam, czy moglybysmy sie umowic na godzine pozniej, bo opiekunka do dziecka nie dotarla na czas i jakas taka spozniona jestem teraz.

Pomyslalam, ze zarzygana taksowka i zdechla kuna to moze byc zbyt wiele dziwactwa na jeden telefon :>

czwartek, 5 czerwca 2008

heh masakra

Idac dzis na zebranie do szkoly do ktorej bedzie od wrzesnia chodzic Alicja wzielam sobie kartke i dlugopis i jakis zeszyt na podkladke. Poniewaz dyrektorka gadala calkowite glupoty przez godzine, z nudow zaczelam przegladac zeszyt. No a ze to byl moj pamietnik z wczesnych klas liceum dowiedzialam sie wielu bardzo pouczajacych rzeczy...

Miedzy innymi odkrylam fakt ze spotykalam sie z dwoma goscmi o identycznym imieniu i nazwisku i nigdy wczesniej nie zakojarzylam tego faktu :> Do jednego zwykle mowilam ksywa i jakos nie zapadlo mi w pamiec jak sie nazywal naprawde, ale w pamietniku zanotowalam. Mimo wszystko slabo mnie to chyba tlumaczy, zwlaszcza ze miedzy jednym i drugim byly tylko jakies 2 lata roznicy :>

Juz raz malo nie spalilam sie ze wstydu kiedy kolezanki mojej przyjaciolki poddawaly w watpliwosc wiarygodnosc fabuly filmu "tylko mnie kochaj" bo: "jak to mozliwe, zeby nie pamietac jak sie nazywala dziewczyna z ktora sie czlowiek przespal????"

No ale... no ale przeciez mozna nie pamietac, prawda?
heh, tak, wiem pewnie nikt z was mi nie pomoze mowiac: tak, tak mi tez sie zdarzylo nie raz.

heh

Czasem sie zastanawiam, czy to dobrze, czy zle, ze ja mam to wszystko w szczegolach pozapisywane. Siegam do tych notatek i normalnie wytrzeszczam oczy: Calowalam sie z jakims Miloszem??? Ale kto to u diabla byl???? I kiedy????

Moze w porywach tworczego szalu wymyslalam te imiona i zdarzenia????

;->

wtorek, 3 czerwca 2008

kryzys

Nie mam o czym pisac na blogu.
To co wazne jest zbyt osobiste, to co nie wazne jest zbyt nudne.
W zasadzie powinnam go skasowac.

A jednak czasem nachodzi taka chwila, ze mimo tlumu znajomych i kilku przyjaciol jednak nie ma komu czegos opowiedziec, chociaz chcialoby sie opowiedziec jednak. No i wtedy nadchodzi taki czas, ze zagladam tutaj. I potem trafiaja sie takie notki jak ta o przyjacielu, ktory calkowicie mnie zlekcewarzyl w czasie, gdy ja balam sie o jego zycie. Wiecie jak to sie skonczylo? Nijak. Pewnie byl u mamy, pewnie to przeczytal i pewnie ma to gleboko w dupie. Nie ma juz Patryka, ktory byl moim przyjacielem. A teraz nie zostaly mi nawet nasze dawne listy. Trudno. Musialam to zaryzykowac.

Czemu natura nie obdarzyla mnie olewczym charakterem kogos, kto ma gleboko gdzies co mysla i czuja inni ludzie, ktorych spotykam?
Czemu wciaz mnie obchodzi co dzieje sie z moim pierwszym chlopakiem na przyklad? I tak naprawde z kazdym kolejnym tez.
Czemu mysle, ze powinnam przeprosic tych, ktorym zrobilam swinstwo, nawet jesli oni juz tego dawno nie pamietaja?
Czemu mysle cieplo o tych ktorzy mnie uszczesliwiali kiedys?

Przeciez tego juz nie ma. To nie powinno miec znaczenia.

Zawsze mialam zal do ludzi co pisza na swoich blogach zdawkowe glupoty nie wglebiajac sie w szczegoly, tak ze widac ze cos nie gra a nie wiadomo co.
A teraz prosze. Sama stalam sie jednym z tych ludzi.