Mam paskudny dzien.
Wszystko sie nie udaje, wszystko leci mi z rak.
Zmarnowalam dzis wiecej surowcow niz przez ostatnie pol roku.
Jest mi tak cholernie zle i nie ma mnie kto przytulic.
Meza nie ma.
Nawet telefonu nie odbiera.
Tak cholernie bym sie chciala przytulic do kogos i uslyszec
"Nie martw sie, bedzie dobrze. Dasz rade"
Latwo sie jest poryczec w taki dzien.
Trudniej sie pozbierac.
Ide skonczyc to co musi byc skonczone.
piątek, 19 października 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz